Budowlani to MY czyli „nie ma wyjazdu bez Babci”
Budowlani to MY czyli „nie ma wyjazdu bez Babci”
Budowlani to MY czyli „nie ma wyjazdu bez Babci”
Rozpoczynamy nowy cykl wywiadów. Tym razem nie będziemy rozmawiać z zawodniczkami, sztabem, prezesem klubu, a z kibicami zespołu Grot Budowlani Łódź! Przedstawimy Państwu ciekawe, niesamowite historię osób, które za naszym klubem przemierzają całą Polskę, a nawet Europę! Kibiców, których łączy pasja, miłość i wiara w nasz zespół, bo przecież Budowlani to MY!
Nasz cykl zaczynamy od rozmowy z 64-lenią emerytką, prawdziwą fanatyczką KSB - panią Teresą Stępień, znaną wszystkim jako: „ Pani babcia", „Babcia Dawida" lub „Babcia Budowlana".
Agnieszka Rutkowska: Jak zrodziła się u pani pasja do siatkówki?
Teresa Stępień: Wszystko zaczęło się od mojej bratowej, Ireny Krogulskiej, która w 1972 roku przyjechała do Łodzi z Poznania i rozpoczęła swoją grę w Starcie Łódź. Chodziliśmy na jej mecze, kibicowaliśmy. Później reprezentowała klub z Bielska-Białej, a ja jeździłam do niej z moją małą córeczką, mamą Dawida. W 1979 roku wróciła do Łodzi i wraz z ŁKS-em zdobyła pierwsze i jak do tej pory jedyne mistrzostwo Polski dla tego klubu. Po tak udanych występach w naszej lidze, Irena wyjechała do Włoch i tam próbowała dalej rozwijać swój siatkarski talent.
Wiem, że jest pani babcią Dawida Szurgota. To bardzo ważna osoba w naszym Klubie Kibica. On uderza w bęben i nadaje rytm pozostałym osobom, prowadzi doping. Łatwo było zarazić go pasją do siatkówki?
Teresa Stępień: Myślę, że nie było to trudne. Cała nasza rodzina lubi sport. Ja na przykład grałam w badmintona przy mojej grupie harcerskiej. Mój brat grał w piłkę nożną, był zawodnikiem Warty Poznań. Sport był od zawsze częścią mojej rodziny. Dawida zabieraliśmy na mecze Budowlanych jeszcze gdy dziewczyny grały w hali przy ulicy Małachowskiego i walczyły w drugiej lidze. Chodziliśmy wszyscy razem.
Zawsze widzę panią na meczach. Zasiada pani wraz z klubem kibica na trybunie „R". Proszę mi powiedzieć. Nie jest tam dla pani za głośno? Może wolałaby pani usiąść po przeciwnej stronie, gdzie jest nieco ciszej, spokojnie.
Teresa Stępień: Nie. Sektor „R" jest sercem hali. Tylko tam jest prawdziwa atmosfera i emocje. Po drugiej stronie to zasiada mój mąż! On tam siedzi i mi odkrzykuje (śmiech).
Nie tylko pani jest na każdym meczu w łódzkiej Atlas Arenie. Ale jeździ pani na wyjazdy! Kibice mówią „nie ma wyjazdu bez pani babci".
Teresa Stępień: Zgadza się. Jeżdżę na mecze poza Łódź. Początkowo jeździłam w roli opiekuna, bo Dawid był niepełnoletni, a bardzo chciał oglądać i wspierać nasz klub również poza rodzinnym miastem. Teraz, mimo tego, że mój wnuk jest już dorosły, to dalej jeżdżę autobusem z Kibicami. Nigdy nie jeździłam z obowiązku. Zawsze z pasji do siatkówki, miłości do tego klubu.
Śmiało można panią babcię nazwać fanatyczką, prawdziwym ultrasem (uśmiech).
Teresa Stępień: Oczywiście! Można tak mnie nazwać. Mam swoją koszulkę, szalik, zawsze na meczach śpiewam, klaszczę. Staram się wspierać zespół ze wszystkich swoich sił.
Stwierdzenie „nie ma wyjazdu bez pani babci" nie wzięło się bez powodu. Czy liczyła pani ile tych wyjazdów jest już na koncie?
Teresa Stępień: Ostatnio razem z wnukiem liczyliśmy, że mój wyjazd na spotkanie w Muszynie, które odbyło się 6 marca jest moim 36 meczem wyjazdowym.
Niesamowity wynik!
Teresa Stępień: Dziękuję. Mój wnuk ma na swoim koncie znacznie lepszy wynik.
Cieszy się pani, że wnuk jest aż tak zaangażowany w kibicowanie siatkarkom Grot Budowlanych Łódź?
Teresa Stępień: Bardzo się cieszę, że ma swoją pasję. Jest naprawdę oddany tej drużynie. Poleciał nawet na spotkanie Pucharu CEV do Cannes! Cieszę się też, że mój wnuk chce bym jeździła z nim na mecze. Nie jest to dla niego problem, że jedzie z nim babcia. Mógłby przecież mi zabronić, powiedzieć, że się wstydzi przed kolegami… On jednak taki nie jest. Myślę, że jak na obecne czasy mam naprawdę wspaniałego wnuczka!
Czy na siatkarskiej mapie Polski jest jakieś miasto, w którym jeszcze pani nie była?
Teresa Stępień: Hm… byłam w Szczecinie, Legionowie, Muszynie, Rzeszowie, Pile, Bielsku-Białej, Bydgoszczy, Ostrowcu Świętokrzyskim, Wrocławie, Dąbrowie Górniczej… Byłam we wszystkich miastach. A jako ciekawostkę powiem, że na meczach z Atomem Treflem Sopot, to byłam aż w trzech halach: Ergo Arenie, Hali 100-Lecia i jeszcze w trzeciej sali w Gdańsku.
Jak ocenia pani doping? Czym różni się obecne wsparcie Kibiców na meczach Budowlanych od tego, które pani pamięta na innych halach? Czy zmieniłaby coś pani?
Teresa Stępień: W moim odczuciu atmosfera i doping jest w tej chwili dużo lepszy. Mamy coraz więcej piosenek. Choć myślę, że stać nas na jeszcze więcej!
Ma pani jakieś ulubione zawodniczki w naszej drużynie?
Teresa Stępień: Bardzo lubię cały zespół! Jednak po meczu w Legionowie na trybuny przybiegły do mnie dwie z nich. Ja nigdy nie schodzę na dół i nie przybijam „piątek" z zespołem. Nie chcę się przeciskać. Wolę z góry poklaskać. Będąc w Legionowie podeszła do mnie Monika Kutyła i Sylwia Pelc, obie podziękowały mi za doping, przytuliły mnie i ucałowały. To było naprawdę bardzo miłe. Nie spodziewałam się, że mnie zauważają pośród tych wszystkich kibiców.
Trudno nie zauważyć tak wiernej Kibicki, która jest na każdym meczu! A co pani babcia lubi poza sportem? Co poza siatkówką?
Teresa Stępień: Bardzo lubię muzykę. Zwłaszcza operową. Grałam kiedyś na mandolinie i na pianinie.
Kto zdobędzie mistrzostwo w obecnym sezonie?
Teresa Stępień: BUDOWLANI!
Rozmawiała Agnieszka Rutkowska
Zdjęcie: Rene Aurin