Gabriela Polańska: Siatkówka uczy pokory

Autor: Redakcja Budowlani

Gabriela Polańska: Siatkówka uczy pokory

Zespół Grot Budowlanych Łódź zakończył swój maraton wygranym meczem ligowym z zespołem Giacomini Budowlani Toruń 3:1 (19:25, 25:21, 25:12, 25:20). Po spotkaniu porozmawialiśmy z naszą środkową. O przyjaźni, sile zespołu i ciężkiej pracy, która zaczęła przynosić upragnione efekty opowiedziała Gabriela Polańska.

Zespół Grot Budowlanych Łódź zakończył swój maraton wygranym meczem ligowym z zespołem Giacomini Budowlani Toruń 3:1 (19:25, 25:21, 25:12, 25:20). Po spotkaniu porozmawialiśmy z naszą środkową. O przyjaźni, sile zespołu i ciężkiej pracy, która zaczęła przynosić upragnione efekty opowiedziała Gabriela Polańska.

 

Agnieszka Pruszkowska: Mimo, że zespół Giacomini Budowlani Toruń nie należy do ścisłej czołówki, to spotkanie było dla naszej drużyny bardzo trudne. Jak wyglądało to z Twojej perspektywy?

Gabriela Polańska: W spotkaniu z zespołem z Torunia było ciężko. Ogólnie jest ciężko po takim maratonie. Myślę, że dobrze się spisałyśmy. Może styl nie był górnolotny, ale najważniejsze jest to, że wygrałyśmy, że trzy punkty zostają w Łodzi.

Po maratonie (rozegranych czterech meczach w siedem dni) wrócicie do swojego cyklu. Czyli dwóch spotkań w tygodniu. Czujesz się czasami jak w tym filmie „Dzień Świstaka"?

- Mam wrażenie, że cały czas gramy mecze. I to chyba nie jest wrażenie, a tak właśnie jest! (uśmiech) Teraz będziemy miały chwilę oddechu. Wrócimy znowu do swojego rytmu, bo ten mecz z Toruniem był zagrany naprawdę  naszym ostatkiem sił.

Torunianki wielokrotnie pokazywały, że potrafią walczyć z najlepszymi drużynami w lidze, urywając seta ekipie z Rzeszowa (4. miejsce w tabeli) czy z Dąbrowy Górniczej (5. miejsce w tabeli). W starciu z Grot Budowlanymi Łódź również skradły pierwszą partię. Bardzo dobrze grały w obronie. Co możesz powiedzieć o drużynie przyjezdnych? Bardzo denerwowało to, że nie mogłyście wbijać gwoździ w parkiet?

- Zespół z Torunia był bardzo waleczny. Postawił się nam. W obronie bardzo dużo podbiły naszych ataków. A wiadomo, że takie sytuacje wybijają z rytmu. Trochę też to denerwuje, bo my wkładamy całą naszą siłę w atak, a on jest podbijany. To było na pewno ciężkie i wkurzające.

Kolejne partie padły już Waszym łupem. Choć było widać, że jesteście bardzo zmęczone.

- Tak. Ciężko nam się oddychało. Myślę, że mimo to, mój zespół miał kilka fajnych akcji, dobrych obron, co też nas napędziło. Mimo wszystko potrafiłyśmy narzucić swój rytm gry.

Nie da się nie zauważyć, że zdecydowanie poprawiłaś swoją zagrywkę. Piłki nie lądują już za każdym razem poza pomarańczowym polem. Zwróciłam uwagę, że zanim wykonasz serwis, w specyficzny sposób pochylasz się nad piłką. Co tam czarujesz? (uśmiech)

- Nie mogę zdradzić co ja tam czaruję (śmiech)!

A tak zupełnie poważnie. Wiem, że pracujesz nad tym elementem, bo nie udaje Ci się go wykonywać właściwie. Także gratuluję, bo ciężka praca przynosi efekty.

- Dziękuję, że to dostrzegasz. Zagrywka jest moim dużym problemem, kompleksem. Pracuję nad tym cały czas. Cieszę się, bo jesteś kolejną osobą, która zauważyła, że jest poprawa, że jest troszkę lepiej. Bardzo dużo zawdzięczam w tym aspekcie trenerowi Tadeuszowi, to jego ciężka robota. Jak również trenera Błażeja, który miał ogromne pokłady cierpliwości. Nie wiem skąd jej tyle wziął i jak to się stało, że wytrzymał ze mną tyle czasu. To znaczy nie ze mną, a z moją zagrywką. Ja nie jestem taka trudna i ciężka w wytrzymaniu (śmiech). Jest to praca zbiorowa. Cieszę się, że widać jej efekty. Mam nadzieję, że z dnia na dzień będzie to wyglądało jeszcze lepiej. W tym przypadku najważniejsze było zapanować nad nerwami.

Podczas jednego ze spotkań z pewnością słyszałaś skierowane przez kibiców do Ciebie uwagi, gdy zmierzałaś w pole zagrywki.

- Tak, słyszałam z trybun okrzyki „w pomarańczowe". Także stwierdziłam, że no dobra (śmiech). A tak poważnie, to rozumiem kibiców, że się denerwowali, bo jest to wkurzające, wybijające z rytmu. Ale ja nigdy nie robiłam tego specjalnie, po złości, zawsze z mojej własnej niemocy.

Ja myślę, że w play-offach Gabriela Polańska zdobędzie już dla nas jakieś asy serwisowe (uśmiech).

- (śmiech) Tak myślisz? Uważam, że byłby to element zaskoczenia dla naszego przeciwnika.

Najbliższy mecz w środę. Zmierzycie się na wyjeździe z zespołem Impel Wrocław. Z pewnością gospodynie tego meczu będą chciały się zrewanżować za porażkę w półfinale Pucharu Polski. Jak Twoje, Wasze nastawienie przed tym meczem?

- Myślę, że przed meczem we Wrocławiu mamy spokojniejsze głowy. W pierwszej rundzie wygrałyśmy z nimi 3:0. Nie bez problemów ale jednak było to zwycięstwo za trzy punkty. A podczas półfinału Pucharu Polski wygrałyśmy przegrany mecz. Po tej sytuacji mój zespół jest bardzo mocno zbudowany mentalnie. A Wrocław? Uważam, że ma dużo do przemyślenia.

Podczas półfinału Pucharu Polski trener Impelek mówił do nich w trzecim secie, na przerwie, że „już jest po meczu". Tymczasem odwróciłyście losy spotkania. Dokonałyście niemożliwego!

- Siatkówka jest takim sportem, który bardzo szybko uczy pokory. Myślę, że na tym przejechało się wiele osób. Oczywiście łącznie ze mną. Ta dyscyplina pokazuje, że trzeba walczyć do końca, do ostatniej piłki, nawet kiedy mecz jest już przegrany. Siatkówka naprawdę uczy pokory.

Ten mecz półfinałowy nie był przypadkiem. Podczas rywalizacji w Pucharze CEV również odrobiłyście stratę w drugim secie. Ze stanu 17:22 zakończyłyście partię z RC Cannes 26:24. Przed tym zwycięskim dla nas spotkaniem rozmawiałam z trenerem zespołu z Francji. Mówił, że Grot Budowlani Łódź są trudnym przeciwnikiem nie dlatego, że mają dobry blok, świetną atakującą. Ale dlatego, że tworzycie zespół.

- Tak. My pokazałyśmy to „niemożliwe" już dwa razy. Podczas półfinału, jak również w trakcie drugiego seta z RC Cannes. Także to nie jest tylko tak, że my uparłyśmy się na finał, na Wrocław. Potrafiłyśmy odrobić dużą stratę i wygrać set, później mecz już dwa razy. Dlatego uważam, że my jesteśmy bardzo silnym mentalnie zespołem.

W łódzkim zespole zawsze panuje dobra atmosfera. Myślisz, że jest ona ważniejsza niż samo rzemiosło?

- Jestem w Łodzi od trzech lat. Praktycznie w każdym sezonie budowałyśmy taką atmosferę, że w trudnych sytuacjach meczowych wygrywałyśmy właśnie tą naszą zespołowością, walką, tą chęcią. I myślę, że to jest coś niesamowitego, nie umiejętności siatkarskie, bo czasami potrafimy zagrać w taki sposób, że ręce same składają się do oklasków, a są też takie mecze, gdzie wkrada się zmęczenie, rozkojarzenie, inne poboczne problemy i wygląda nasza gra kiepsko. Ale to też jest ważne, że jesteśmy w tym solidarne. Jeśli gramy źle – to wszystkie. Jeśli gramy dobrze – to też cały zespół trzyma ten poziom. To też jest oznaką naszej zespołowości.

W kuluarach usłyszałam bardzo ciekawe zdanie. Padło ono z ust naszej fotograf, Katarzyny Kozłowskiej. Powiedziała „W Zielonej Górze narodził się potwór". Zgadzasz się z tym?

- Tak, tak! To dobre określenie. My mamy jeszcze dużo rzeczy do wygrania. Jest Puchar CEV i bardzo marzymy o medalu w polskiej lidze. Ja naprawdę strasznie o nim marzę. W tym sezonie chcę go zdobyć, muszę go zdobyć. Myślę, że pozostałe dziewczyny mają podobnie. To by było takie piękne zakończenie tego sezonu, w który wkładamy mnóstwo serca, sił, bo tempo, które teraz miałyśmy było naprawdę mordercze.

Skład naszego zespołu nie zmienił się jakoś drastycznie. Jednak dołączyła do nas dobrze Ci znana Sylwia Pelc. Widzę, że jest dla Ciebie wsparciem. Jak pracuje się z koleżanką?

- A jaka to koleżanka?! To moja znajoma z pracy! (śmiech) Bardzo się cieszę, że Sylwunia dołączyła w tym sezonie do naszego zespołu. Znamy się już… ojeju… milion lat! (śmiech). Bardzo serdecznie pozdrawiam Sylwię!

 

Rozmawiała Agnieszka Pruszkowska

Zdjęcie: Michał Szymański

Sponsorzy tytularni

Sponsorzy główni

Partnerzy techniczni