Wywiad z Katarzyną Brydą

Autor: Redakcja Budowlani

Wywiad z Katarzyną Brydą

Z Katarzyną Brydą rozmawia Justyna Niedbała z serwisu Nicesport.pl - Internetowego partnera oficjalnej strony Organiki Budowlanych Łódź.

Justyna Niedbała (NiceSport.pl): W miniony weekend zagrałyście turniej w Białymstoku. Przegrałyście wszystkie trzy mecze, chociaż m.in. w meczu z Treflem było sporo walki.
Katarzyna Bryda: Rzeczywiście w pierwszym secie prowadziłyśmy już 12:1, ale później chyba stwierdziłyśmy, że mecz wygra się sam, co niestety się nie stało. Przegrałyśmy, trudno, chociaż nigdy nie wiadomo, co stałoby się, gdybyśmy miały grać pięć setów. Wtedy mogłybyśmy wygrać 3:2, ale nie ma co nad tym gdybać.
Jesteście jednak w trakcie przygotowań do sezonu i trudno oczekiwać, że już teraz będziecie prezentować szczytową formę, ponieważ ona ma przyjść na sezon. Poza tym turnieje mają służyć głównie ogrywaniu się.
Jesteśmy teraz na etapie podnoszenia ciężarów na siłowni i mamy trening funkcjonalny, więc na razie nie przejmujemy się zbytnio tym, że nie jesteśmy w formie. Do ligi mamy przecież jeszcze dwa miesiące. Chociaż właściwie to nas nie usprawiedliwia, ponieważ potrafimy grać w siatkówkę (śmiech), część z nas ma bogate doświadczenia i powinnyśmy umieć to wykorzystać. Jeżeli jednak chodzi o nasz zespół, to mamy sporo nowych zawodniczek i nie jesteśmy jeszcze do końca zgrane, nie wiemy która z nas jak reaguje na daną piłkę i tego jeszcze trzeba się nauczyć.
Rzeczywiście skład Organiki trochę się pozmieniał. Można powiedzieć, że się wyrównał. Z kolei w przypadku Twojej pozycji rok temu na przyjęciu była bardzo duża rywalizacja i Ty na początku sezonu nie grałaś zbyt często.
Tak, zgadza się. Po pierwsze: byłam najmłodsza (śmiech), więc nie miałam zbyt dużego doświadczenia. Gra w kadrze to jednak nie to samo, co gra w lidze przeciwko takim zawodniczkom jak wtedy jeszcze Asia Mirek czy w ogóle ekipa z Muszyny. Dla mnie to była kompletna abstrakcja. Wychodziłam na boisko i miałam naprzeciwko siebie zawodniczki, które oglądałam w telewizji jak byłam młodsza. Na mojej pozycji była wtedy Gosia Niemczyk - wiadomo, swoja klasa, a także prezentująca zawsze równą formę Michela Teixeira. Później trener stwierdził, że mogę sobie przechodzić z pozycji na pozycję i pograć trochę na prawym, trochę na lewym skrzydle w zależności od potrzeby. Dlatego pod koniec sezonu wchodziłam na prawe skrzydło, ponieważ nie miałyśmy tam rywalizacji. Konkurencję miała tam Kasia Zaroślińska, ale występująca wtedy u nas Kasia Jóźwicka zawsze była trzynasta, więc bywało że Gosia wchodziła tam grać albo ja. Często miałam takie sytuacje, że dostawałam tabliczkę, oglądałam ją i zadawałam sobie pytanie: "Za kogo dzisiaj wchodzę?" (śmiech)
"Jaka dzisiaj będzie niespodzianka?"
Tak, właśnie. Czasami trener robił mi ogromne niespodzianki, kiedy trenowałam sobie normalnie na swojej pozycji, czyli na lewym skrzydle i nagle na meczu słyszę: "Młoda, wchodzisz na prawe". A ja na to: "Acha, no to fajnie, ok" (śmiech). Już mnie nic nie zdziwi pod tym względem. Nie przeszkadza mi to.
Jedną z zawodniczek, która do was dołączyła jest Katie Olsovsky, która nominalnie ma być zmienniczką dla Kasi Zaroślińskiej, ale trener wspominał też, że jeśli zajdzie taka potrzeba, Amerykanka będzie mogła pojawić się też na przyjęciu. To oznacza kolejną konkurentkę dla Ciebie.
Tak, ale to w ogóle nie jest problem. Jeśli mamy równy skład i każda ze skrzydłowych może wejść na którąś z pozycji, to tym lepiej dla nas, ponieważ możemy mieszać w składzie. Czasami jest tak, że komuś coś w danym momencie nie wychodzi i trzeba dać mu odpocząć. W takiej chwili zawsze może wejść następna zawodniczka. Uważam, że to jest dla nas bardzo ważne i przydatne w tym sezonie, zwłaszcza że gramy jeszcze w Lidze Mistrzyń. Rok jest przy tym wydłużony i jedna czy dwie zawodniczki nie zagrają na danej pozycji przez całe rozgrywki, bo to jest niemożliwe. Dlatego ja się nie przejmuję, co ma być to będzie.
Ja akurat myślę, że nie masz jakichś wielkich powodów do zmartwień, dlatego że robisz duże postępy i to w stosunkowo krótkim czasie. Było to widać pod koniec zeszłego sezonu i teraz podczas meczów sparingowych, w tym z Legionovią. Coraz silniej i skuteczniej atakujesz, widać, że pewniej czujesz się na boisku.
Mam wrodzone to, że mocno atakuję. Teraz jeżeli chodzi o siłownię, mamy odpowiednio dobranego trenera od przygotowania fizycznego i on mi akurat obrał plan zupełnie inny niż dla reszty drużyny. Przy okazji moja sylwetka musiała się trochę poprawić, trener już od roku mi o tym przypominał. Wszystko oczywiście ma na celu udoskonalenie mojej gry. Chodziło o to, żebym zrzuciła trochę kilogramów, więc to też na pewno polepszyło mój atak. Poza tym na początku poprzedniego sezonu nie grałam dużo, więc brakowało mi pewności na boisku. Nie wiedziałam na co mnie stać w danym momencie. Często było też tak, że nie byłam zgrana z rozgrywającą. Na treningach grałam z drugą i nagle na meczu wchodziłam na boisko i myślałam tylko: "Boże!", a jeszcze do tego dochodziła adrenalina, stres…
Na pewno coraz większa liczba meczów pomaga w rozegraniu się, ale może też Twoje wcześniejsze doświadczenia z reprezentacji juniorek i kadetek? Grałaś przeciwko różnym drużynom narodowym i w mistrzostwach świata, i w mistrzostwach Europy.
Tak, na pewno w jakiś sposób mi one pomagają z tego względu, że miałam okazję poznać nowe style. Na mistrzostwach świata grałam z Japonkami, Tajwankami – to jest zupełnie inna siatkówka. Byłyśmy niedawno w Bielsku i też przyjechała tam japońska drużyna. One są niskie, muszą grać szybko i świetnie bronić. Wiele zawdzięczam też trenerom Krzyżanowskiemu i Peciowi. Oni mnie bardzo dużo nauczyli i poprowadzili w kadrze tak, że zdobywałam nowe umiejętności, które później mogłam wykorzystać przeciwko innym zespołom, takim jak Dominikana czy Niemcy. Cztery lata w kadrze to absolutnie nie jest dla mnie stracony czas. Bardzo dużo się nauczyłam. Poza tym znajomość różnych stylów przyda mi się też do Ligi Mistrzyń.
Właśnie. W Lidze Mistrzyń będziecie mieć wachlarz stylów, szereg zawodniczek z całego świata.
Wiadomo, że to jest trochę inny poziom niż w reprezentacji czy nawet jakichś towarzyskich meczach, ale zazwyczaj szkolenie jest podobne. Na przykład Japonki wszystkie, począwszy od kadetek, juniorek, grają tak samo – szybko. Rosjanki wcześniej grały, powiedzmy, dosyć "wysoko", gdyż były wysokie i wolno się ruszały, a teraz trochę przyspieszyły.
Rozgrywacie teraz szereg turniejów towarzyskich. Było już Bielsko, był Białystok, a w najbliższą niedzielę w Radomsku zmierzycie się z MKS-em Dąbrową Górniczą. Oba zespoły mają kilka zasadniczych zmian w składach, a poza tym chyba będzie to pierwsza okazja do takiego mini-rewanżu za mecze o brąz w poprzednim sezonie. Wiadomo, że wy zagracie bez Karoliny Kosek i Kasi Zaroślińskiej, a i w ekipie MKS-u braknie kilku zawodniczek.
Nie wiem czy to będzie rewanż, czy nie. My mamy zupełnie inny skład i nie ma co się teraz bić. Zobaczymy w lidze – tam możemy się naprawdę odgryźć za to czwarte miejsce. Muszę przyznać, że powinnyśmy te mecze o brąz wtedy wygrać, oczywiście w żaden sposób nie umniejszając umiejętności Dąbrowie, bo to jest bardzo dobry zespół. Fakt faktem jednak, że przez cały sezon byłyśmy w zasadzie lepsze. Będziemy grać i zobaczymy, co będzie. Niektóre zespoły robią już dynamikę, a my jeszcze jesteśmy na etapie podnoszenia różnych ciężkich rzeczy (śmiech). Od niedawna dopiero trenujemy na hali.
Teraz jeszcze na Hali Parkowej. Dopiero po weekendzie przeniesiecie się na nowy dla siebie obiekt – do Pałacu Sportu. Jak się czujesz z taką zmianą warunków?
Jestem przyzwyczajona do dużych hal. Wiadomo, że Atlas Arena to kolos w porównaniu do innych obiektów i trudno się tam zaaklimatyzować. Fakt, że nie trenowałyśmy tam długo, bo tydzień treningów w ogromnej hali, jeszcze takiej, gdzie nie ma nawet jednej pełnej trybuny to już jest zupełnie ciężka sprawa. Niby podczas meczów o brąz było tam 9 tysięcy kibiców, ale porównując, to jest tak jakby na naszej (Parkowej – przyp. red.) było ich pięćdziesięciu. Myślę, że w nowej hali będzie dobrze.
Wolisz grać w bardziej kameralnych warunkach czy raczej w dużych halach?
Jest mi to w zasadzie obojętne. Czasami kiedy wchodzę na halę, patrzę na nią i już jest mi tak fajnie, a na treningu dobrze czuję piłkę i boisko. Niejednokrotnie zdarza się też tak, że wchodzę na halę, która jest większa czy mniejsza i nie czuję tego klimatu – wtedy koniec. Wiadomo, że po dwóch, trzech treningach się do niej przyzwyczaję, ale jednak potrzeba trochę czasu. Mnie jako zawodniczce inaczej gra się też na parkiecie, a inaczej na terafleksie. Będąc w SMS-ie miałam terafleks cały czas, nawet podczas treningów. Na parkiecie jest zupełnie inna gra. Inaczej ustawiam nogi, to jest dla mnie tragedia. W sumie na Parkowej przez cały rok trenowałam na parkiecie, a tylko przed meczami zakładano terafleks. Teraz, jeśli mamy halę tylko dla siebie, podejrzewam, że ten terafleks będzie już na stałe.
A co z widownią? Pałac Sportu ma więcej miejsc niż Hala Parkowa. Wiadomo, że doping własnych kibiców uskrzydla, ale spotkałam się też z takimi opiniami zawodniczek, które mówią, że lubię kiedy widownia jest przeciwko nim, ponieważ to je jeszcze bardziej motywuje.
Są takie. Ja będąc na boisku, w takiej przedmeczowej adrenalince, nie słyszę już kto i co krzyczy. Całkowicie się wyłączam. Jestem jakby w takiej klatce i dopiero jak wychodzę na zagrywkę w pewnym momencie słyszę, że ktoś krzyczy. To jest takie wyjście z tej klatki i bum! - acha, są wszyscy, ok, gramy dalej. Wracam na boisko i słyszę tylko starsze koleżanki, które podpowiadają mi co mam zrobić i jak, żeby było dobrze. Pomagają mi jak tylko mogą.
Właściwie od nowa musicie się teraz siebie uczyć, przynajmniej z częścią zespołu. Jak wygląda na chwilę obecną współpraca w klubie?
Na razie jest w porządku. Dostaję nowe wskazówki od Asi Mirek. Wcześniej uczyła mnie Gosia Niemczyk, więc zaszła zmiana na tej "pozycji" i mam drugą ciocię (śmiech). Ciocia Mirek ma trochę inne podejście do tematu, więc zawsze to jakaś nowość. W każdym razie próbuję coś z tego wyciągnąć, ponieważ każda z moich koleżanek, kiedy ma coś do powiedzenia, to ma to służyć wspólnemu dobru. Nie działa to na takiej zasadzie, że mam się od razu obrażać i mówić: "Znowu się mnie czepiacie, bo jestem najmłodsza" – nie o to chodzi. Jestem jak gąbka, która chłonie wodę. Nadal jestem młodą zawodniczką i chcę nauczyć się jak najwięcej od koleżanek, ponieważ każda z nich ma już jakieś doświadczenie z innych lig, także zagranicznych i każda ma zawsze coś praktycznego do powiedzenia. Wszystkie jedziemy na tym samym wózku. Czasami oczywiście się zdarza, że wszyscy mówią, że coś robisz źle i nagle człowiek się odgradza. Trzeba też wiedzieć, kiedy zastopować, ale nie ma z tym jakiegoś wielkiego problemu u nas. Jestem raczej wybuchową osobą i często jak się zdenerwuję, to jest ostro, zamykam się w sobie i w ogóle się nie odzywam (śmiech). Staram się oczywiście nad tym pracować. Kiedyś było gorzej. Jak jeszcze grałam w kadrze, trener Krzyżanowski miał ze mną trochę kłopotów, ponieważ naprawdę miewałam takie "zawieszenia" i chociaż bardzo chciałam, to nic nie wychodziło. Stałam na boisku i nic do mnie nie docierało. Trener do mnie mówił – nic, koleżanki mnie klepały – też nic. Wtedy musiałam zejść, usłyszeć jakieś mocne słowa i dopiero po pięciu minutach, po tak zwanym resecie, mogłam wejść i zagrać. Nie wiem z czego to wynika, ale staram się tak nie robić. W Białymstoku, kiedy grałyśmy z Treflem, po dłuższym czasie mi się to "włączyło". Dziewczyny próbowały mi pomóc, a ja nic. Ostatnio mam duży problem z przyjęciem, co też mnie strasznie denerwuje.
Nie jesteś odosobniona, ponieważ wiele młodych siatkarek w Polsce ma ten kłopot.
Niby jest to powszechny problem, ale ja wcześniej go nie miałam. Trener mi powtarzał, że to jest inna liga, że się nauczę. Nie do końca mu w to wierzyłam, bo wiedziałam na co mnie stać i jakie piłki mogę odbijać. Jeżeli leci taki "balon", a ja nie potrafię tego odbić, to żadnym wytłumaczeniem jest fakt, że to jest inna liga. Nie wiem co się stało. Grając w reprezentacji z Izą Śliwą, brałyśmy na siebie po pół boiska i potrafiłyśmy przyjmować. Po mistrzostwach świata byłyśmy bardzo wysoko w rankingu tego elementu. Fakt, że przegrałyśmy wtedy w ataku, ale to już inna historia…
Jeśli chodzi o kadrę, to wszystko jeszcze przed Tobą. Tymczasem w reprezentacji grają Twoje klubowe koleżanki, Karolina Kosek i Kasia Zaroślińska. Jak Twoim zdaniem wypadają?
Karolina jest bardzo dobrą zawodniczką i świetnie się wpasowała. Dostała swoją szansę, wykorzystała ją i do tej pory to robi. Kasia grała trochę mniej, ale też wypadła pozytywnie. Czy będzie jednak teraz w dwunastce, to ciężko powiedzieć. Jest duża rywalizacja, wróciła Gosia Glinka, ale miejmy nadzieję, że jej się uda. Jest to plus dla niej samej, a pośrednio też dla nas. Na pewno przywiezie nowe doświadczenia. Cały nasz zespół bardzo się cieszy, że są w kadrze.

 

Sponsorzy tytularni

Sponsorzy główni

Partnerzy techniczni